10 lipca 2013

Aruba & Curacao - part 1

 
  

Aruba i Curacao - te dwie wyspy urzekły mnie swoim pięknem, postaram się przedstawić Wam chociaż część tego co dane było mi zobaczyć, ale zacznijmy od początku.

Podróż - może nie należała do najprzyjemniejszych, bo wszystko łącznie trwało całą dobę, ale dało się wytrzymać. Najpierw dojazd autem do Warszawy, następnie wylot o 6 rano do Amsterdamu, ponad 4 godziny czekania na lotnisku i wsiadamy w samolot, by po 10 godzinach dolecieć na Arubę. Jeśli tak jak ja przez 7 godzin będziecie spać a w pozostałych 3 będziecie jeść i pić - to wierzcie mi - jest w miarę przyjemnie.

Klimat - tropikalny, z wysokimi temperaturami przez cały rok. Na Karaibach występują dwie pory: sucha (mniej więcej grudzień - czerwiec) i deszczowa (czerwiec - grudzień). W ciągu całego pobytu kropiło dwa razy i trwało to ok. 1 minuty. W tym okresie wzrasta wilgotność powietrza, więc najlepiej zabrać lekkie bawełniane, lniane ubranie. Zbawienny był także mocny i silny wiatr, mimo że na plaży przewracał leżaki, dawał przyjemne ochłodzenie.

Ludzie - Aruba określana jest mianem "One Happy Island" - z powodu białych piasków, turkusowej wody i przyjaznych ludzi. I tak dokładnie jest, ludzie na wyspie wydają się być zadowoleni z życia, uśmiechnięci i odprężeni. Nie wiem na ile moja ocena jest zgodna z prawdą, bo w większości przypadków spotykałam ludzi mających ciągły kontakt z turystami (z tego przecież cała wyspa żyje).  Każdy chętnie pozna, zapyta skąd jesteś (jak powiesz, że z Polski to myślą, że z Holandii, i mimo że wytłumaczysz gdzie to jest i tak to nic nie da - przecież to drugi koniec świata). Chociaż trafiliśmy na jedną osobę, którą wiedziała nieco o Polsce - był to miły taksówkarz, który znał naszą stolicę, oglądał film "Lista Schindlera" i pytał się czy mieszka u nas dużo Żydów. Warto wspomnieć również o tym, że przeciętny mieszkaniec na wyspie zna aż 4 języki. Na Arubie (należącej do byłych Antyli Holenderskich) językiem urzędowym jest niderlandzki, drugim równie często używanym jest - papiamento (w którym usłyszeć można zarówno korzenie europejskie jak i afrykańskie). W użyciu jest także hiszpański i angielski. Zagadką dla mnie pozostaje fakt, iż znaczna część mieszkańców posiada złotego zęba (jeśli wiecie co on dla nich oznacza - oświećcie mnie proszę).

Fauna i flora - Aruba to malutka wyspa, więc spokojnie można ją objechać autem w jeden dzień. Czeka nas podziwianie plaż, skał, kaktusów i ciekawych miasteczek. Jest to teren nizinny pochodzenia wulkanicznego. Ze względu na niską ilość opadów główną uprawą jest aloes. Większość owoców i warzyw sprowadzana jest z Wenezueli, co sprawia, że w końcu można poczuć smak prawdziwego, dojrzałego mango. Roślinność na wyspie to w większości kaktusy i palmy z zawieszonymi kokosami. Występuje tutaj duża ilość ptaków, między innymi ogromne pelikany nurkujące za pożywieniem obok kąpiących się ludzi. Na każdym kroku spotkamy także jaszczurki - głównie iguany, z których przygotowuje się zupy oraz pieczone steki.

Jedzenie -  Wspomniałam już o dojrzałych owocach prosto z Wenezueli - zajadałam codziennie na śniadanie, w drinkach czy w smoothies. Co jeszcze można tam zjeść? Moim głównym posiłkiem były ryby i owoce morza, podawane często z kaszą kuskus i z dipem mango. Oprócz ziemniaków do dań serwuje się pieczone banany, w każdej knajpce zjemy steka wołowego w różnych stopniach wysmażenia. Natomiast moim przysmakiem były chipsy bananowe podawane z guacamole.

Rozrywka - Wieczorami po kolacji odwiedziliśmy lokalne kasyna, gra na dwucentowych automatach była dobrą zabawą, a przy okazji można było wyjść z pięciodolarową wygraną. Spędziliśmy też miłe wieczory z muzyką na żywo - między innymi w Cuba's Cookin w stolicy, na niewielkim parkiecie można było zatańczyć salsę, merengue czy bachatę. 


Plaża Eagle Beach to najpiękniejsza plaża na jakiej byłam - biały piasek, palmy i turkusowa woda.

 


Na terenie plaży i hotelu roiło się od jaszczurek, codziennie polowałam na jakąś by zrobić jej zdjęcie z bliska, niestety były tak szybkie, że nie mogłam nadążyć, zanim włączyłam aparat już ich nie było.

  
   


Pierwszego dnia dostrzegliśmy na naszej plaży rozstawione barierki. Okazało się, że w ten sposób chroni się złożone jaja żółwi morskich. Samica znajduje odpowiednie miejsce, składa od 50 do 150 jaj i przykrywa je warstwą piasku, cała operacja zajmuje ok. 8 godzin.



Innego dnia spacerując plażą trafiliśmy na akcję wykopywania jaj. Utworzyła się duża grupka ludzi, podeszliśmy, bo sami liczyliśmy na to, że zobaczymy jakiegoś wyklutego maluszka. Niestety nie było żadnego. Wolontariusze pokazywali jaja i skorupki oraz opowiadali o żółwiach morskich. Ze 100 złożonych jaj ostatecznie przeżywa 1 osobnik.



Najpiękniejszy zachód słońca jaki kiedykolwiek dane było mi zobaczyć, z jednej strony niebo pozostawało niebieskie i przejrzyste, z drugiej piękny róż i fiolet. Wyglądało to jakby ktoś wylał farbę na niebo, morze i piasek, wszytko zaróżowiło się - efekt niesamowity.



Dni na plaży wyglądały podobnie, ale codziennie wyruszałam z aparatem i robiłam nieskończoną ilość zdjęć, przy takich widokach ciężko było się powstrzymać.

 


Innego dnia wybraliśmy się na zwiedzanie stolicy Aruby - Oranjestad. W miasteczku trwał remont, odświeżali budynki, kładli tory tramwajowe. Z uwagi na to, że byliśmy poza sezonem nie było tłoczno i spacerowało się bardzo przyjemnie.



Pelikany odpoczywające na drzewie.
 


Kolejny dzień to zwiedzanie wyspy. Wypożyczyliśmy auto i ruszyliśmy w drogę.
Na początek latarnia morska i świetny punkt widokowy, a dalej biegające dzikie kozy.



Malownicze kolorowe domki.



 Niedaleko miasteczka Noord znajduje się Alto Vista Chapel i droga krzyżowa prowadząca prosto do niej.



W drodze na Baby Beach zatrzymaliśmy się w najmniej turystycznym miasteczku - San Nicolas. Podczas całego pobytu na wyspach tylko jeden raz czułam się tak niekomfortowo, idąc główną ulicą przyciągaliśmy wzrok tubylców, nie było w tym nic przyjemnego. Miasto wyludnione, bez dostępu do morza, otoczone w większości rafinerią ropy naftowej oraz klubami striptizu.



W drodze na Baby Beach krótki postój na zimnego kokosa.



Ze względu na dużą ilość zdjęć podzieliłam relację z wysp na dwie części.
W następnej przedstawię Wam Curacao.

Pozdrawiam ciepło,
Aneta



37 komentarzy:

  1. Piękne widoki, kilkukrotnie wracałam się do obejrzenia zdjęć jeszcze raz! ;)
    Ja kiedyś czytałam artykuł na temat radości życia wśród ludzi pracujących w turystycznych miejscach, podobno to podnosi o wiele, wiele sprzedaż, a i turyści chętniej wracają ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym na pewno jest, w sumie z tego właśnie się utrzymują :)

      Usuń
  2. przeczytałam wszystko z zapartym tchem! cudownie i masz taką piękną figurę, pozytywnie zazdroszczę <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękna relacja, cudowne widoki, zdjęcia i Ty też pięknie wyglądasz na fotkach. Zazdroszczę takiego urlopu i czekam na drugą część :)
    Pozrawiam
    Asia G.

    OdpowiedzUsuń
  4. uwielbiam zdjęcia z podróży-bajka tam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. uwielbiam takie wpisy!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. boskie zdjęcia:) a ty w takich luzniejszych zestawach wygladasz bosko!!!:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękne miejsce, piękne zdjęcia! Jeden z moich kierunków na liście do zrealizowania. Czekam z niecierpliwością na drugą część.

    OdpowiedzUsuń
  8. Niebo na ziemi! Z jakiego biura lecieliście? Wyglądasz pięknie <3 pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magda wszystko organizowaliśmy sami, najpierw kupiliśmy bilety, a później rezerwowaliśmy nocleg przez booking.
      Dzięki! Pozdrawiam również :)

      Usuń
  9. Cudowne zdjęcia!!! Wyglądasz prześlicznie, urlop Ci służy :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudowne zdjecia, na kazdy twoj post czeka sie z niecierpliwoscia, tak trzymaj !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! cieszę się że moje posty się podobają :)

      Usuń
  11. Przepiękne widoki :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudownie.. zakochałam się w tych zdjęciach i Arubie..:) szczęścia życzę! :*

    OdpowiedzUsuń
  13. jak tam jest pięknie...! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Wymiękłam przy tych zdjęciach! Wspaniałe wakacje!

    OdpowiedzUsuń
  15. genialna fotorelacja!!! zazdroszczę pobytu!!!! ta blękitna jaszczurka ma niesamowity odcień skóry :)

    pozdrawiamy :)
    annaslaweta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. amazing pictures! So beautiful

    OdpowiedzUsuń
  17. Such a great vacation! I love it:)

    bloglovin.com/blog/3880191

    OdpowiedzUsuń
  18. Fantastyczne fotki:D

    OdpowiedzUsuń
  19. oo matko!!!az brak mi słów, cudowne, zaperające dech w piersiach widoki!!!

    Bardzo zazdroszczę:)
    Pozdrawiam Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  20. magiczne zdjecia. jak malo kiedy czego komus zazdroszcze, tak tym razem zazdroszcze i to bardzo ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Przecudowne miejsce, piękne zdjęcia, ale ci zazdroszczę!

    OdpowiedzUsuń
  22. pełna zazdrość, ale pozytywna:)) zapraszam do mnie może zaobserwujemy się wzajemnie jeśli Ci się spodoba http://memarieamar.blogspot.com/ Daj znać

    OdpowiedzUsuń
  23. Bardzo lubię relacje z podróży, wspaniale ze trafiliście na porę kiedy nie jest to szczyt sezonu, można do woli nacieszyc się klimatem tego niepowtarzalnego miejsca. Przepiękne zdjęcia

    OdpowiedzUsuń
  24. swietna relacja, piekne zdjecia :) my w tym roku tez juz po urlopie tez egzotycznie ale jeszcze nawet nie zdazylam przezucic zdjec na komputer. zmotywowalas mnie :D

    dziekuje za mily komnetarz, dodaje do obserowanych i Ciebie tez zapraszam do obserwowania!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję bardzo za odwiedziny!

Jeśli mój blog Cię zainteresował to zapraszam do grona obserwujących :)
Pamiętaj o kulturze wypowiedzi. Obraźliwe, wulgarne i nic nie wnoszące komentarze zostaną usunięte. Jeśli jesteś niezalogowana/y, podpisz się nickiem lub imieniem. Będzie mi łatwiej odpowiedzieć na Twój komentarz.
Wszelki spam będzie kasowany, nie uznaję "wzajemnej obserwacji" więc proszę nie proponować.

Pozdrawiam,
Aneta